poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 3

Woah, kochani, szalejecie~! Około 150 wejść w niecały tydzień! Dziękuję Wam za to ;*
Na dniach wstawię ankietę, gdyż nie wiem w jakim kierunku pójść dalej.
Dedykuję całej szalonej bandzie z urodzin: Alisie, Konacie, Levi, Usagi, Jowicie, Patrycji i Aśce. Uwielbiam Waś ♥
Agatka, przez Ciebie nie wiem co dalej pisać no~! 
Aiko, nie mogę uwierzyć, że minął grubo ponad miesiąc od początków naszej współpracy. Niby zaoferowałam Ci pomoc, ale tak się bałam Twojej reakcji...
Dobra, koniec mojego gadania o niczym, czas na 3 rozdział~!
[EDIT]
Osz kurwa, ponad 160 O.O





Obudził się rano. Nie otwierając oczu leżał w łóżku, rozkoszując się słodkim lenistwem. W końcu uniósł powieki. Powoli usiadł, stwierdzając, że nic go nie boli. Niepewnie spuścił nogi, czując pod stopami puchaty, granatowy dywan. Przeciągnął się. Ogon szarego kocura delikatnie połaskotał go po skórze.
- Jak dobrze! – mruknął do siebie. Wziął ubrania i poszedł do łazienki. Szybko wszedł do kabiny i odkręcił kurek. Ciepła woda oblewała całe jego ciało, rozgrzewając zastałe przez te dwa dni mięśnie. Stał tak dość długo, delektując się tą chwilą. Dawno nie czuł się tak dobrze. Trochę zrezygnowany zakręcił wodę i szybko założył świeże ubrania.
- Co by tu sobie zjeść~? – zanucił, otwierając lodówkę. Zamarł. Przypomniał sobie wczorajsze popołudnie. Drżącymi dłońmi wyjął składniki potrzebne mu do przygotowania śniadania. Oparł ręce o blat, wbijając spojrzenie we własne stopy. Próbował walczyć ze wspomnieniami. Szybko się poddał, pozwalając im grasować po jego umyśle.
Nie rozumiał swojej reakcji. Po tamtym „incydencie” miejsce, gdzie przez dłuższą chwilę spoczywały wargi Tatsuyi paliło go żywym ogniem. Zżerała go ciekawość, jakie byłoby to uczucie, gdyby wtulił się w jego szerokie, bezpiecznie wyglądające ramiona. Jak miękkie są jego włosy, jak smakują jego usta… Był ciekaw tego wszystkiego.
Potrząsnął głową tak mocno i gwałtownie, że aż uderzył się w kuchenką szafkę. Nie mogąc pojąć swoich pomysłów szybko przygotował sobie jedzenie na teraz oraz drugie śniadanie. Jedząc kanapkę chodził po całym mieszkaniu, pakując potrzebne na dzisiaj książki.
- Na szczęście choroba wypadła mi w weekend i nie opuściłem wykładu ani ćwiczeń… - mówił do siebie, stawiając spakowaną torbę koło butów. Wrócił do łazienki i przemył twarz. Spojrzawszy w lustro, jęknął lekko przerażony.
- Trzeba będzie użyć ciężkiej artylerii…
Z szuflady pod zlewem wyjął szczotkę. Kilkanaście wyrwanych włosów później zmienił „broń” na grzebień. Gdy już uznał, że może tak wyjść z mieszkania, spojrzał na ekran telefonu. Jak zwykle miał jeszcze tyle czasu, żeby spokojnie dojść na uczelnię. Założył buty, kurtkę i wyszedł, uprzednio zamykając drzwi na klucz. Bez pośpiechu przemierzał ośnieżone ulice, wsłuchując się w muzykę płynącą z słuchawek wprost do jego uszu. Czuł skrzypiący śnieg pod butami. Chłodne powietrze owiewało jego zamyśloną twarz. Kiedy przechodził przez bramę uczelni poczuł, jak ktoś się na niego rzuca. Ledwo utrzymał się na nogach.
- Kaoru! Co się stało? Nie odbierałeś moich telefonów przez cały weekend! Martwiłam się! – zajęczała dziewczyna tuląc się mocniej do czarnowłosego. Roześmiał się głośno i odsunął blondynkę od siebie.
- Rozchorowałem się, to wszystko.
- Tak się bałam! – jęknęła blondynka, ponownie uwieszając się na szyi czarnowłosego.
- Mitsu, nie krępuj Kaoru tym rzucaniem się na niego. Przecież nie jesteście parą ani nic. No chyba, że…
- Nie jesteśmy! – zapewnili razem, odrobinę za głośno. Znajomy Kaoru upominał właśnie dziewczynę. Byli bliźniakami. Oboje mieli blond włosy i niebiesko-zielone oczy. Stanowili swoje zupełne przeciwieństwo, Mitsu była radosna i wszechobecna natomiast Makoto - spokojny i cichy. Kaoru bardzo lubił to rodzeństwo.
- Koniec tych dyskusji, idziemy na wykłady! – ukrócił Kaoru, nie mogąc dłużej znieść tego bezsensownego gadania. Przecież to i tak nic nie da, przekonali się o tym niejednokrotnie. Jednak Makoto dalej prawił takie kazania swojej siostrze.
Ze śmiechem skierowali się do wejścia.

Gdy ostatnie zajęcia dobiegły końca, zmęczony zielonooki wyciągnął się na ławce. Odetchnął ciężko i zrezygnowany podniósł się z krzesła. Powoli zebrał swoje rzeczy.
- A co ty taki bez życia cały dzień? Zazwyczaj dusza towarzystwa ale po tym weekendzie…  -  fioletowo włosy chłopak podszedł do niego i bez chwili wahania objął go w pasie. Wtulił twarz w zagłębienie jego szyi. Zaciągnął się tak dobrze znanym zapachem. Zaczął muskać ustami skórę Tatsuyi. Ten obojętnie odsunął się od chłopaka i wyszedł z sali. Gdy był na schodach usłyszał cichy szept tuż przy swoim uchu.
- Co się stało? Przecież nigdy mi nie odmawiałeś…
- Zamknij się! – brązowowłosy wziął zamach aby uderzyć przyjaciela. W ostatniej chwili zatrzymał rękę. Zacisnął zęby, odwrócił się na pięcie i biegiem pokonał resztę stopni. Chwyciwszy kurtkę, skierował się prosto do wyjścia.
Nie wiedział, skąd taka reakcja u niego. Zamachnął się na… przyjaciela? Chyba tak. To go… zdziwiło. Nigdy nie był agresywny w stosunku do znajomych i przyjaciół. W stosunku do bliskich. Rękę na innego człowieka podniósł chyba tylko raz, ale wtedy jakiś chłopak naśmiewał się z jego przyjaciółki. A teraz…? Wystarczyło, że on… zasugerował oczywistą rzecz. Przecież zawsze… tak było. Dokładnie tak, jak on powiedział. Dlaczego… teraz tak zareagował? Może to przez... Kaoru?
Nie wiedział ile tak szedł. Kiedy stwierdził, że jest już wystarczająco daleko, przystanął. Założył ciepłe ubranie i wolniejszym krokiem zaczął krążyć po ulicach. Nie chciał wracać do domu. Było w nim pusto. Teraz pragnął tylko kogoś, kto go wysłucha, powie jakieś ciepłe słowo… Nawet nie zauważył, kiedy doszedł pod blok Kaoru. Stał teraz pod klatką, wbijając spojrzenie w domofon. Usłyszał odgłos otwieranych drzwi.
- Przyszedłeś do kogoś? Wejdź. – powiedziała ciepło staruszka, trzymając smycz, w którą zaplątał się mały, puchaty piesek. Zielonooki schylił się i pomógł zwierzęciu odzyskać swobodę. Włochata kulka zaszczekała wesoło.
- Dziękuję.
Przytrzymał kobiecie drzwi po czym sam wszedł na klatkę schodową. Nie musiał pokonywać zbyt wielu stopni, gdyż czarnowłosy mieszkał na parterze. Tatsuya niepewnie nacisnął dzwonek. Usłyszał zły, może nawet zdenerwowany głos. Krzyczał coś najprawdopodobniej do telefonu. Już chciał się odwrócić i odejść jednak drzwi otworzył właściciel mieszkania.
- Tatsuya? Co się stało? Masz całe czerwone oczy.
Brunet wręcz wciągnął niespodziewanego gościa do mieszkania. Ten, trochę skołowany zdjął buty, wierzchnie ubranie i skierował się prosto do salonu. Usiadł ma kanapie, podciągnął kolana pod brodę i pustym spojrzeniem wpatrywał się w przeciwległą ścianę. Po chwili do pokoju wszedł Kaoru, stawiając przed nim kubek pełen gorącej herbaty. Opadł obok niego, zamyślony wpatrując się we właśnie dłonie.
- Co… się stało? – wydukał, niepewny czy powinien przerywać tą ciszę.
- Ja… pokłóciłem się z kimś… Najgorsze jest to, że wcale tego nie chciałem. Nawet prawie go uderzyłem! Co się ze mną dzieję? – ostatnie zdanie wypowiedział szeptem, ukrywając twarz w dłoniach. Wcześniej Kaoru mógł dostrzec strach w jego oczach. Objął go ramionami, przyciągając go do swojej klatki piersiowej.
- Jeżeli jest to dobry przyjaciel, zrozumie, że po prostu dziś nie byłeś sobą. Jestem pewny, że wszystko się ułoży.
W rzeczywistości Kaoru niewiele rozumiał. Ale to mu nie przeszkadzało. Domyślił się, że Tatsuya jest po prostu zdezorientowany i sam nie wie, jak ma wszystko wytłumaczyć. Chciał więc jakoś pomóc mu ułożyć myśli. Zdziwił się, że Tatsuya przyszedł do niego… na pewno ma wielu innych przyjaciół. A oni… znali się ile, trzy dni? To musiało oznaczać, że Tatsuya bardzo mu ufa.
- „Niby takie banalne słowa… Ale jednak wypowiedziane przez odpowiednią osobę potrafią pocieszyć.” – pomyślał, wtulając się w niego bardziej. Kaoru zaczął uspokajająco przeczesywać jego włosy. Jeszcze nigdy nie widział go tak…bezbronnego.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś. – szepnął, unosząc głowę. Spojrzał prosto w jego chabrowe oczy. Wyrażały zrozumienie i chęć pomocy. Hipnotyzowały, nie pozwalając myśleć o niczym. Zdawały się widzieć wnętrze człowieka i wszystkie jego uczucia. Niewiele myśląc uniósł się tak, aby ich twarze były na tej samej wysokości. Dłonie położył na policzkach Kaoru. Pochylił się nad nim, składając słodki pocałunek na jego ustach.

1 komentarz:

  1. Wchodzę, widzę rozdział. Czytam nagłówek i: o zostałam wymieniona. Jest mi miło, że o mnie pamiętasz.
    Ale piszę nie po to, by się chwalić, że się znamy. Tu chodzi o opowiadanie. Więc tak... Ogólnie nie przepadam za opowiadaniami z tego nurtu, ale to mnie akurat urzekło. Bohaterowie nie są zbyt wyidealizowani, co sprawia, że to wszystko nabiera realności (chyba wiesz o co mi chodzi, prawda?). Akcja nie rozwija się za szybko, ale stopniowo, co mi się podoba. Znalazłam jednak kilka literówek, lecz sama po wtórnym przeczytaniu powinnaś je wyłapać.
    Czekam na kolejne rozdziały z utęsknieniem. Pozdrawiam, Konata.

    OdpowiedzUsuń