piątek, 28 czerwca 2013

Nieznane prolog



 Turum, turum, jeden z pomysłów, jaki dopadł mnie ostatnimi czasy~! Mam nadzieję, że się spodoba. Osobiście, pisałam to, a z głośników słychać było Placebo - Running Up That Hill. Nieprzerwanie. Męczyłam ten utwór, pisząc to. I w sumie... całkiem fajnie się to czyta, słuchając tejże piosenki :3 



Piątkowy wieczór. Idealny wieczór na zrobienie wielu rzeczy. Ktoś spaceruje w parku, ktoś biega z kochanym czworonogiem u nogi. Ktoś się rozstaje, ktoś do siebie wraca. Ktoś zdrowieje, ktoś choruje. Ktoś się kłóci, ktoś się godzi. Gdzieś słychać klubową muzykę, gdzieś panuje gęsta i niczym niezmącona cisza. Gdzieś świecą neonowe światła, gdzieś tylko księżyc daje oświetlenie. Ktoś imprezuje w najlepsze, ktoś cierpi. Ktoś bierze narkotyki z własnej, nieprzymuszonej woli, inna osoba została do tego sprowokowana i zmuszona. Ktoś jest obojętny na los innych ludzi, ktoś przejmuje się innymi bardziej, niż sobą. Ktoś dostaje szansę na nowe życie, ktoś tę szansę traci.
Ktoś się rodzi… ktoś umiera.
Ale jedno jest pewne. Każdego dnia, każdego wieczora… coś się zaczyna. Czy to złe, czy to dobre. Czy neutralne. Każdy moment jest początkiem czegoś nowego. Niekoniecznie dobrego, ale niekoniecznie złego.

Jednak ta myśl nie wystarczała, żeby go pocieszyć. Skończył właśnie rozmowę przez telefon. Chwilę stał sparaliżowany, jednak w oka mgnieniu wybiegł z pokoju i, wsunąwszy jedynie buty, wybiegł na deszcz. Biegł przed siebie. Większość ludzi powiedziałaby, że parł do przodu bez celu, w nieokreślone miejsce. Jednak on dokładnie wiedział, gdzie biegnie. Kierował się w miejsce, o którym chwilę temu rozmawiał przez telefon. W miejsce tragedii.
Natura nie miała najmniejszego zamiaru pomóc mu w dotarciu na miejsce. Zimny, ulewny deszcz nieprzerwanie lał się z nieba. Nie chciał przerwy. Zalewał ulice, wpadał mu do oczu. Moczył chodniki, odstraszał. Samochody zwalniały, bojąc się wpadnięcia w poślizg.
Jednak fakt, że całe miasto zalewane było przez ulewny deszcz, nie zmienił za bardzo rutyny mieszkańców. Ludzie dalej wracali z pracy, robili sobie jedzenie, zasiadali przez telewizorem i oglądali film… nie bali się, mimo, że burza też nadciągała. Mimo, że w oddali, czarne chmury przecinane były przez białe błyskawice. Nie bali się tego. Nie chcieli zmienić swojej rutyny.
Ten blondyn też nie zmienił swojej rutyny. Jak co wieczór, sprawdzał właśnie, kiedy ma kolejną wycieczkę. Teraz jego terminarz leżał otwarty na kuchennym stole, lampka dalej się paliła, szum deszczu docierał do mieszkania przez uchylone okno… ale jego tam nie było. On biegł teraz chodnikiem, a ciemność rozrzedzały niebieskie i czerwone światła służb medycznych i policyjnych. Był blisko. Coś ścisnęło mu żołądek. Stres? Strach?
Przystanął dopiero przy zmasakrowanym samochodzie. Praktycznie nie było przodu. Cała maska i wszystko, co było pod nią wyglądało jak złożone w wąską, gładką harmonijkę. Funkcjonariusze służb medycznych kręciły się właśnie przy wraku. Chłopak próbował ustabilizować oddech. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała w szaleńczym rytmie. Szeroko otwartymi oczami obserwował to wszystko, co działo się wokół. Oczami, które z każdym momentem stawały się coraz bardziej puste. W końcu, spojrzeniem totalnie pozbawionym wyrazu, dostrzegł nosze. Zakryte białym materiałem. Pasemko ognistorudych włosów wystawało spod płachty. Poznałby je wszędzie…
Padł na kolana. Zaczął płakać. Jego ciałem wstrząsnął szloch tak ogromny, że nie był w stanie ustać. Jego łzy zmieszały się z deszczem, który niestrudzenie moczył jego twarz i ubranie. Stojący niedaleko funkcjonariusz coś mówił do niego, tłumaczył, pokazywał. Wskazał nawet drugi samochód, stojący niedaleko. Nie był aż tak zmasakrowany. Kierowca tamtego wozu żył… mimo, że to on był sprawcą wypadku. Tak zrozumiał. Tyle wyłapał przez szum deszczu, grzmoty i swój własny szloch. Wtedy dopadła go bezsilna złość. Bo osoba, która zabrała mu siostrę, szła właśnie do karetki, aby medycy upewnili się, że nic poważnego się nie stało.
Spojrzał w niebo ciskające piorunami. Jakby Bóg się gniewał. Na co, na kogo? Jego siostra nie zrobiła nic złego. Dlaczego więc ten na górze był tak rozgniewany, że zdecydował się ją zabrać…?
Do domu blondyn nie trafił sam. Potrzebował pomocy jednego z policjantów. Był w zbyt wielkim szoku, żeby to zrobić samodzielnie. Dalej nie rozumiał, dlaczego zabrano mu siostrę… pocieszała go jedynie myśl, że odeszła wraz ze swoim chłopakiem… razem będą szczęśliwi, nie ważne, gdzie zostali zesłani.
A on nie wiedział, jak w takim stanie ma dalej pracować. Jego zawód, zawód przewodnika, wymagał błyskotliwości i w miarę dobrego nastroju. Nie mógł być zniechęcony do wycieczki, gdyż wtedy i oni nie będą chcieli go słuchać, zgodnie stwierdzając, że odwala swoją robotę tylko po to, żeby nikt się nie czepiał.
W dodatku trafiła mu się grupa studentów… więc musi się uspokoić. Musi się otrząsnąć… Na szczęście pozostał tydzień. Ma jeszcze tydzień… aby wrócić do swojej rutyny. Rutyny, w której nie pojawi się ta drobna istotka o ognistorudych włosach, wyciągając go na jakieś śniadanie. Nie pojawi się znikąd, życząc mu udanego wyjazdu. Nie opierdoli go, jak na siostrę przystało.
Cichy szloch wypełnił puste, ciemne mieszkanie. 

13 komentarzy:

  1. dzięks geju ;-;
    ja też. i wymyślam jakies pojebane w kosmos C: emotkiiii / rzut
    lolz XD czymam kciuki

    uwo widze prolooog

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. futrzak is coming~


      wrócę tu kurwa.

      Usuń
    2. zjebami ;-; moj błąd
      Takowoż jako że to cukier w czystej postaci, nie bylam w stanie przedluzyc tego opowiadania. fjutrzak sie zakonczyl.
      no bo Kisia jest niewinna niczym nieobsrana łąka ;-; i musiala cos odjebac. biedny MIne nie porucha :<
      to nie milosc to przedwczesny zawal! D:
      Mine ma przesrane, bedzie zyc w swiecie pelnym futrzastyc zlotych kulek ;-; żalowo

      *
      yoł pis żółwik i tak dalej przybyłam zobaczylam przeczytałam.
      i tak w sumie to ciezko mi cokolwiek powiedziec bo to wstep (nienawidze komentowac prolodżów ;-;) i w sumie nie wiem co bym chciala napisac. i tka naprawde to na razie nic nie wnosi, jedna wielka tajemnica, magia i pedaly w tle.
      oh god jestem okropna ';-;
      to powiem tak : zaciekawilo mnie, czekam na rozdzial 1 i pisz nam ohohoh ;-;
      ja pierdole wybacz mi to. ja chyba nie mysle. - tez mi nowosc lolz - jestę grzybę

      Usuń
    3. kagomidoszka u mnie~

      Usuń
  2. *le fanka* Oh oh oh, Ayami WRÓCIŁA !! NIE UMARŁA, ONA ŻYJE! ŻYJE! :DD ^@^$(@**&$#&* ^&@#^^%
    *le ja* Masz ode mnie ochrzan, kochana C: Czuj się ochrzaniona? To dobrze, że tak. Wyszło cudownie *__* Aż miałam te ciary, drgawki i w ogóle czułam się taka.. jak bohater *~* Możesz jutro dodać rozdział, pozwalam Ci XD No~ Czekamy na rozdział, bo prolog pozytywnie mnie nakręcił na to opowiadanie ^^

    Where's Kaoru?! Moje kochanie ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Fajnie się zapowiada...

    Informuję wszem i wobec, że już zapisałam całe opo i bardzo dziękuje, za pozwolenie na to

    OdpowiedzUsuń
  4. Niby to tylko prolog, a napisay wspaniale. Podsycił tylko moją ciekawość na następny rodział. Pisz szybko Ayami ^~^
    Pozdrawiam i weny życzę~!
    Kimi~

    OdpowiedzUsuń
  5. Ohayo~! ♥

    Chciałam Cię poinformować o tym iż zostałaś nominowana do Liebster Awards i Versalite coś tam :3
    Więcej na http://widziane-z-dwoch-punktow.blogspot.com/

    Dziękuję i pozdrawiam~! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. u mnie ostatni DM zią ;-;

    OdpowiedzUsuń
  7. Ayami , cioto, wiem że zajmujesz sié separacją, ale rusz tyłek i coś dodaj. Smutno tu. I odezwij się do mnie, bo jakoś tak tęskno.mi do Ciebie. :3

    OdpowiedzUsuń
  8. sasayaku skończyło roczek i z tej okazji dodałam 15 rozdział PP (więcej informacji w notce odautorskiej)~

    OdpowiedzUsuń